Rozmowa z Jadwigą Grabowską-Hawrylak (część I)

Jak się studiowało na Politechnice Wrocławskiej tuż po jej powstaniu? Jak wyglądały wykłady z architektury? Ile kobiet myślało wtedy o projektowaniu? Na te i inne pytania odpowiada Jadwiga Grabowska-Hawrylak, autorka m.in. słynnego wrocławskiego Manhattanu, Domu naukowca oraz tzw. Mezonetowca. Zapraszam na pierwszą część wywiadu.

Chciałbym na samym początku przenieść się w czasy pani młodości i dowiedzieć, jak to się stało, że wybrała pani studia architektoniczne. Miała pani architektów wśród swojej rodziny lub znajomych?

W zasadzie rozpatrywałam Akademię Sztuk Pięknych w Krakowie, co było jakby naturalne, ponieważ w mojej rodzinie było dużo malarzy. Nawet byłam u ówczesnego rektora Eugeniusza Eibischa i chciałam być przyjęta na drugi rok, bo uważałam, że jestem dobra (śmiech). A on obiecał mnie przyjąć, jeżeli przedstawię mu swoje prace. W międzyczasie jednak się rozmyśliłam i zdecydowałam, że zacznę kierunek architektury w rodzinie. 

W związku z tym przybyła pani do Wrocławia, aby się dostać na studia?
Nie tak od razu. Zdałam na architekturę w Krakowie, egzamin z rysunku odbywał się na Wawelu, ale ciągle nie powstawał tam wydział i chodziły słuchy, że będzie w Gliwicach, więc mimo zdanego egzaminu wyjechałam z Krakowa do pięknej i niezniszczonej przez wojnę Jeleniej Góry. Tam byłam parę miesięcy i pracowałam w Jeleniogórskich Zakładach Przemysłu Artystycznego, założonych przez artystę po warszawskiej ASP, rysując, malując i korzystając z tego, że sklepy były świetnie zaopatrzone w papiery i przybory. Do Wrocławia przyjechałam w listopadzie, kiedy studia już się zaczęły. Za początek uznany został wykład profesora Kazimierza Idaszewskiego 15 listopada 1945 roku. Sądząc, że wszyscy na architekturę zdawali egzamin, zrobiłam wystawę moich rysunków z Jeleniej Góry, na którą zaprosiłam prodziekana Jerzego Hawrota i w ten sposób zostałam przyjęta. Ale podobno ci pierwsi studenci byli przyjęci bez egzaminu. A ja zrobiłam sobie egzamin. Ponieważ zdawałam w Krakowie to sądziłam, że tutaj było podobnie.

Czyli w pełni zasłużenie dostała się pani na pierwszy rok studiów polskiej Politechniki Wrocławskiej. Jak wyglądały początki tej uczelni i wydziału, a w zasadzie Oddziału Architektury?
Tak, to był na początku Oddział Architektury na Wydziale Budownictwa no i oczywiście to był Uniwersytet i Politechnika razem. Rektorem był profesor Stanisław Kulczyński, a prorektorem Edward Sucharda. Wydział architektury powstał w 1950 roku, w którym zdałam dyplom, pierwszy kobiecy, numer 16. Ja przybyłam do Wrocławia, jak mówiłam, w listopadzie. To była jesień, początek zimy, budynki były jeszcze niezupełnie zamknięte, a okna w salach wykładowych bywały zabite deskami. Politechnika jeszcze nie była ogrzewana i w tych salach, właśnie takich zimnych, siedzieliśmy w płaszczach, czapkach i rękawicach, na wykładach sławnych profesorów Hugo Steinhausa, Władysława Ślebodzińskiego, Bronisława Knastera i chyba Marczewskiego. To były wykłady z matematyki, fizyki i chemii. W tych wykładach brali udział wszyscy studenci wszystkich wydziałów i my studenci architektury, bo dziś to dziwne, zdawaliśmy matematykę, fizykę i chemię. Nie pamiętam, która to była taka bardzo duża sala. To były niezapomniane początki. 


 
Gmach głównego budynku Politechniki Wrocławskiej (żródło: fotopolska.eu)

A jak wyglądało życie studenta w powojennym Wrocławiu?
Jak przyjechałam do Wrocławia, to było naprawdę, dzisiaj niewyobrażalnie zrujnowane miasto. Poza tym jeszcze wtedy było bardzo niespokojnie. W nocy było słychać strzały. Ja z kilkoma koleżankami mieszkałam na początku w mieszkaniu przy Smoluchowskiego, wieczorem bałyśmy się wychodzić na ulice. Potem powstały domy mieszkalne dla studentów na Stanisławskiego, gdzie później zamieszkałam, i na Kotsisa. Muszę powiedzieć, że ten pierwszy okres we Wrocławiu, szczególnie na Biskupinie, to była taka republika studencka. Bratniak, czyli Bratnia Pomoc, organizacja studencka powstała ze Straży Akademickiej, zawiadywał wszystkim. Domy studenckie, stołówki, rozdział darów z UNRRA, a nawet domy wypoczynkowe w Karpaczu. Ważne były stołówki, które w tych ciężkich przecież czasach, dawały okazje też do spotkań i życia towarzyskiego. Szczególnie dwie, to Cichy kącik i na Wojciecha z Brudzewa.

Ale ta trudna sytuacja panująca po wojnie nie przygaszała, lecz tylko zapalała studentów do działania i wzięcia wszystkiego w swoje ręce?
Był to okres taki, powiedziałabym heroiczny (śmiech), pionierski, była satysfakcja, że organizujemy wszystko od nowa. Na przykład założyliśmy związek studentów architektury na wzór przedwojennego związku, czyli ZSA. Zrobiliśmy konkurs na znaczek, który wygrałam, ale ten związek niedługo działał, bo został, jak inne rozwiązany. My jako studenci architektury od początku robiliśmy dekoracje do sławnych balów, Pierwszego Balu Politechniki, Pierwszego Balu Architektury i następnych. 

Czy była szansa, żeby w jakiś sposób zarabiać na życie w tamtych czasach? 
Już w czasie studiów zaczęliśmy pracować. W 1948 roku była we Wrocławiu Wystawa Ziem Odzyskanych i my, studenci architektury, przy niej pracowaliśmy. W zasadzie nie robiliśmy żadnego nowego pawilonu, ale w jednym dużym zrobiliśmy wnętrza. Później założyliśmy studencką spółdzielnię „Arkady”, w której byłam jednym z 10 założycieli. W tej spółdzielni robiliśmy już projekty, zarabialiśmy jakieś pieniądze. Miedzy innymi zrobiliśmy w 1948 roku dekoracje do Światowego Kongresu Intelektualistów w Obronie Pokoju, który odbywał się na Politechnice, na którym był Pablo Picasso, Irena Joliot Curie i inni sławni. 

Dużo było wtedy studentów na architekturze ?
Około stu, nie pamiętam dokładnie, ale na początku to jakoś tak wyglądało na kilkadziesiąt. Nie dużo. 

Obecnie na Wydziale Architektury we Wrocławiu można spotkać więcej studentek niż studentów, jak to u pani wyglądało, była pani wyjątkiem?
Na moim roku było chyba… 6 kobiet. 

No to dzisiaj wszystko się odwróciło. Może nie w takiej proporcji, ale panów studentów jest stosunkowo niewielu.
Tak, wszystko się odwróciło. Ale jednak mimo wszystko ciągle jest to zawód, w którym osiągnięcia mają głównie mężczyźni, choć tyle kobiet studiuje. Później wiele z nich zajmuje się, jak widzę, doskonale publicystyką, pisaniem, natomiast w zawodzie takim prawdziwym, samodzielnie, zjawiają się rzadko. Na świecie to Zaha Hadid i japonka Kazuyo Sejima, ale to właściwie wyjątki potwierdzające regułę. Często kobiety występują w małżeńskich zespołach. U nas w Warszawie to byli Brukalscy i Syrkusowie, a we Wrocławiu Tarnawscy, Tawryczewscy i Müllerowie, oczywiście w tamtych czasach. Ale mam nadzieje, że to się zmieni na rzecz kobiet!

Wspominała pani o pierwszych projektach i pierwszych zarobkach już w czasie studiów, ale czy istniała wtedy możliwość jakichkolwiek praktyk zagranicznych?
Nie, nie. Przeglądałam właśnie książkę o warszawskich dworcach, które zaprojektowali architekci przedwojenni. Oni jeździli na zagraniczne praktyki, robili wycieczki za granicę, a myśmy niestety byli „zamknięci.” Jak profesor Wróbel mówił mi, że pałac Dożów w Wenecji ma kamieniarkę takiego różowego koloru, to dopiero później, już po studiach, mogłam sprawdzić, czy rzeczywiście.

Czyli na podróże za granicę i podziwianie architektury przyszedł czas dopiero po studiach?
Tak, po studiach. Pierwsza wyprawa, jaką zrobił SARP, to była wycieczka do Czechosłowacji. Była to wspaniała wyprawa, zorganizowana dla architektów z całego kraju, no i piękna Praga nie była tak zniszczona, jak Wrocław i Warszawa. Potem oczywiście w ramach ówczesnych możliwości zwiedzaliśmy, ale głównie Europę.

Zniszczony budynek kampusu Politechniki Wrocławskiej (żródło: fotopolska.eu)


Okres powojenny to czas odbudowywania miast i projektowania przestrzeni na nowo, a we Wrocławiu było co robić…
Dzięki temu, że studiowałam we Wrocławiu, a nie w Krakowie, miałam możliwość uczestniczyć w jego odbudowie, co sobie bardzo cenię. Tutaj rzeczywiście architekt był potrzebny. Poza tym miałam możliwość pracować z przedwojennymi lwowskimi architektami i uczyć się od nich, jako starszych kolegów.

Jak wspomina pani architektów, u których uczyła się pani projektować?
Projektowania uczyli nas przedwojenni architekci. Jednym z nich był profesor Zbigniew Kupiec, który przed wojną brał udział w budowie Gdyni, to był znany modernista. Wspominam zapomnianego, profesora Zdzisława Wardzałę. To był lwowski architekt, który przed wojną miał dość dużo zrealizowanych świetnych projektów, nie tylko we Lwowie, u którego korekty były bardzo ciekawe. Profesor Dobrosław Czajka miał katedrę rysunku odręcznego, świetnie malował, miał piękne akwarele ze Lwowa, a byłam u niego przez jakiś czas asystentką. Profesor Tadeusz Broniewski wykładał historię architektury. Potrafił na dużej tablicy narysować kredą cały duży zespół barokowy, czy gotycki. Nie mieliśmy wtedy aparatów fotograficznych i nie było możliwości tego udokumentować. U niego rysowałam mały kościółek Santa Maria Novella w Wenecji i przyznam się, że jak byłam pierwszy raz w Wenecji w 1956 roku już po studiach, to z wielkim wzruszeniem oglądałam tę Santa Maria Novella! Profesor Tadeusz Wróbel, wykładał urbanistykę i był pierwszym dziekanem. Ci profesorowie kontynuowali we Wrocławiu tradycję lwowskiego wydziału architektury. To tylko kilku profesorów, których wspominam.

Dziś na wykładzie wszystko w prosty sposób można wyświetlić za pomocą projektora, a budynki podziwiać w sieci lub podróżując. Kiedyś, tylko kreda i tablica. Dobrze jest się dowiedzieć, jak niegdyś radzili sobie studenci architektury, żeby docenić to, w jakich warunkach możemy teraz studiować.
W ogóle nie ma żadnego porównania z dzisiejszymi czasami. Ja z zazdrością czytam o przedwojennych architektach, jakie mieli możliwości, szczególnie ci w Warszawie. Studiowali chyba w takich warunkach jak są dzisiaj. A może dzisiaj są jeszcze lepsze? Myśmy mieli studia w zupełnie innych warunkach, ale to wszystko rekompensowała ta wyjątkowa sytuacja w jakiej wtedy studiowaliśmy. Ta atmosfera, ten klimat tamtych czasów był jakiś niezwykły.

Rozmawiał Bartosz Kuprianowicz


 

Już niedługo II część wywiadu poświęcona projektom Jadwigi Grabowskiej-Hawrylak.

Komentarze

dz. pisze…
Bardzo ciekawe! Nie mogę się doczekać kolejnej części:)

Popularne posty